13..17.04.2019 (5 dni, 353 mil morskich)
Dziewiąty a mój drugi Rejs Szantymaniaków na Zawiszy Czarnym. Pierwszy miałem w 2014 roku i trwał 12 dni. Płynęliśmy z Gdyni do Rygi z kilkoma przystankami w drodze. Dla ciekawych do odgrzebania na blogu. W 2016 roku miałem już zaklepaną koję i w tydzień przed rejsem pojawiła się awaria silnika która unieruchomiła statek i zawiesiła planowane rejsy. Tym razem się udało. Żagle poszły w górę. Popłynęliśmy do Kalmaru w Szwecji.
5 lat głodu morskiej żeglugi dało mi banana na mordzie gdy tylko zobaczyłem wystające żółtawe maszty. Choć są mniej żółtawe niż kiedyś. Z Warszawy jedziemy w trójkę, pociąg mamy o 5:46, w Gdyni lądujemy o 9:46, w porcie jesteśmy o 10:30. O 12 wchodzimy na pokład. Standardowo powitanie i szkolenie. Wychodzimy o 17. Ostrożnie żeby nie strącić lampy na kei która mija bukszpryt w odległości mniejszej niż metr.
Tutaj widzę już materiał na urbex. ;)
Mijamy redę.
Za Helem stawiamy Sztaksle i jazda. W nocy rozdmuchało się na dobre. Według oficera wiało mocne 6 a chwilami 7. Takiego wiatru jak tutaj pierwszej nocy nie miałem w całym poprzednim rejsie. Połowa załogi padła jak muchy. My mieliśmy akurat nocną nawigacyjną. Do końca dotrwały trzy osoby. Ja po czwartym czy piątym rzygu w ciągu dwóch godzin uznałem że niema sensu i padłem w koi jak zabity. Tak jak pozostała połowa całej załogi.
W ciągu dnia dziki wiatr zelżał na tyle że grot, fok i kliwry poszły w górę.
Prawie całe ożaglowanie i jazda.
Na koniec dnia dobijamy do Kalmaru. Kolacja i odsypianie. Rano śniadanie i zwiedzanie.
W Kalmarze są dwa miejsca które mnie szczególnie zainteresowały. Zamek Kalmarski i muzeum z wyłowionymi szczątkami zatoniętego statku. Wybraliśmy tą drugą opcję. I to była dobra decyzja.
Kronan należał do największych okrętów liniowych swoich czasów. Zbudowany w 1672 roku. 4 lata później w trakcie bitwy gdy zaczął wykonywać gwałtowny zwrot przechył spowodował wdarcie się wody na dolne pokłady i eksplozję przedziałów amunicyjnych. Większość załogi zginęła w trakcie wybuchu. Poszedł na dno jak kamień. Ogromna strata dla ówczesnej Szwedzkiej Marynarki Wojennej.
Odnaleziono go dopiero w 1980 roku. Leżał na głębokości 26 metrów więc wydobyto z niego mnóstwo rzeczy które teraz są w tym muzeum.
Zdjęcia z dna.
Skrzypce też ze statku.
Niedługo po zatonięciu korzystając z takiego dzwonu wydobyto z wraku 60 dział. Później jego lokalizacja popadła w zapomnienie.
Tam jest zamek. Ale czasu już brak.
Po drodze zatrzymujemy się w katedrze, ponoć najbogatszej w całej Szwecji.
Typowa Kalmarska ulica.
Paczcie listonosze jakimi w Szwecji wozidupami rozwozi się listy
Stoi i czeka.
Charakterystyczne skandynawskie domki.
Nasza wachta!
Gdy mieliśmy wypływać przed obiadem okazało się że jest uszkodzona pompa wody w agregacie. Zanim mechanicy to zrobili to wyjście przesunęło się do godziny 17. Więc było trochę czasu wolnego.
W końcu poszedł.
Widok zza kiery.
Niczym intro z Króla Lwa.
Nawigacyjna.
Idzie jak zły!
Żagle w dół, wchodzimy do Helu.
W Helu wita nas nieprzeciętny zachód.
Jak zwykle postój w Helu i impreza w knajpie Kuter, która później przenosi się do kubryku.
Oceania
Powrót do Gdyni. Dobry, intensywny to był rejs.
Ciapąg przez Bydgoszcz, do Bydgoszczy tylko dwa wagony. Warszawa Zachodnia o godz. 22. Dobry to był rejs. Dobre to było szantowanie. Do zobaczenia na łajbie za rok!