06..12.06.2016 (7 dni), 1965km
Pierwszy pomysł dotyczył trzydniowego wyjazdu na Dolny Śląsk, gdzie w środku lasu znajduje się poradzieckie opuszczone miasto-widmo. Skoro jednak obrałem ten klimat, warto by też pojechać w okolice Bornego Sulinowa, bo podobno też coś tam jeszcze jest. Jednakże będąc również na Dolnym Śląsku trudno było mi odmówić sobie odwiedzenia kilku tamtejszych zamków, które na sam widok przytykają oddech w tchawicy. I tak z trzech dni zrobiło się 7 a z 800km prawie 2000km.
Wyjechałem dość późno bo około 15'stej i obrałem kurs na Bydgoszcz.
Pora zjechać z głównej drogi i rozejrzeć się za jakimś miejscem do spania.
Trafiłem na ciekawą miejscówkę dokładnie pod samą turbiną wiatrową. Dla tych którzy blisko takowej nie byli mogę powiedzieć, że wbrew pozorom generują one spory hałas. Słychać silny szum jakby z niedalekiej autostrady, nasilający się gdy łopatki zbliżają się do podstawy konstrukcji. Miejsce fajne bo nad rzeką ale okazało się, że pełne miejscowej meliny więc pojechałem dalej.
Gdy słońce zaczęło zachodzić a miejsca nadal nie mogłem znaleźć pomyślałem, że pojadę w pewną miejscówkę, którą 9 lat temu pokazał mi ówczesny kumpel z tamtejszych okolic. Miejsce nad samą Wisłą, niedaleko przeprawy promowej. Już dwa razy korzystałem z tej miejscówki choć ostatnio było to 9 lat temu. Pojechałem - jest. Morda się cieszy na widok znajomego miejsca ukrytego głęboko w krzakach. Z rozbiciem namiotu wstrzymałem się jednak do pełnego zmroku. W tym czasie podjechał do mnie inny Romecik ADV125. Miejscowy, mieszka kilka kilometrów stąd. Pogadaliśmy, od słowa do słowa aż w końcu pojechaliśmy razem do niego na chatę i przespałem się w normalnym domu. Toż ciekawy przypadek.
Bydgoszcz
Kłomino. Niegdyś radzieckie miasto, wysiedlone w 1992 roku.
Nie miałem dokładnych koordynatów i znalezienie resztek miasta zajęło mi ze dwie godziny.
Przy okazji trafiłem na takie coś. Wygląda jak jakiś fort z czasów przedwojennych.
W końcu jest. Opuszczone bloki miasta Kłomino.
Niestety przez 24 lata niebytu po mieście niewiele zostało. Są tam 3 duże bloki mieszkalne i trochę mniejszej zabudowy.
Jeden z bloków został niedawno zasiedlony i mieszka tam kilkadziesiąt osób.
Dodatkowo w jednym z opuszczonych są zawalone klatki schodowe. Pewnie po to by nie wchodzić wyżej.
Bloki balkonowe. Podobno w okresie świetności mieszkało w tym mieście około 5 tys osób.
Tutaj schody już są.
Choć nie zawsze kompletne.
Panorama niczego sobie.
To mi wygląda na jakiś garaż zakładowy.
Klimat jest niezły. Można sobie latać pomiędzy blokami w których niegdyś tętniło życie a na podwórku bawiły się dzieci. Dzisiaj została już tylko ruina. Tak będą wyglądały ostatnie ślady ludzkości na ziemi.
Borne Sulinowo ma historię podobną do Kłomina tylko że w przeciwieństwie do tego pierwszego, po wysiedleniu zostało ponownie zasiedlone. Mimo to jest naszpikowane starym wojskowym klimatem. A i nigdy nie odnowionych ruin w nim nie brakuje.
Cmentarz. Nagrobek rocznego dziecka. Na nagrobku misie. Uderzający widok.
Ruiny "Domu Oficera" czyli dawnego Kasyna Oficerskiego. Miejsca wielu ważnych imprez.
Dom Oficera przerósł moje oczekiwania. Budynek jest potężny mimo iż kilka lat temu spora jego część spłonęła. W dodatku stopień zdewastowania jest nikły, w okolicy niewielu ludzi mieszka.
Niezłe impresy musiały tam być, że staniki wiszą na dawnym przeszklonym dachu głównego holu.
Strych.
Resztki instalacji elektrycznej. Nawet kabli nikt nie powyrywał.
Zwisająca z sufitu oprawka świetlówki.
Wokół dawnego kasyna są dziesiątki takich budynków. Większość z nich jest zasiedlona ale spora ilość stoi w stanie jak na zdjęciu wyżej. Większość z nich jest na sprzedaż. Widać chętnych do kupna jest niewielu. Ciekawe, po ile chodzą tam takie ruiny.
Drugi koniec Bornego. Opuszczone magazyny i hale przeładunkowe z rampami. Nieśmiertelny beton stoi, tylko dachów brakuje. O oknach i drzwiach nie wspominając.
Zamek Drahim.
Słaby. Nic poza ceglanym murem. Jedyne, małe drzwi zamknięte.
Kemping w Drawsku Pomorskim. Jutro uderzam na Dolny Śląsk.
Jadąc z Bornego do Drawska mijałem spory transport wojskowy. Z kolei nad kempingiem co jakiś czas przelatywały wielkie śmigłowce transportowe. Świat szykuje się do wojny.
Międzyrzecz. I zamek w Międzyrzeczu.
Obok zamku była knajpa. Na pytanie co dobrego można zjeść bo jestem głodny pani zaproponowała mi "Zboczonego hamburgera". Chyba faktycznie był zboczony bo był tak wielki, że aby utrzymał się w kupie musiał być przebity na wylot patykiem do szaszłyków.
Chrystus ze Świebodzina. Mijany przypadkiem.
W końcu dojechałem do głównego punktu na mojej liście. Opuszczone poradzieckie miesto, wysiedlone w 1992 roku, w którym w czasach świetności mieszkało nawet 15tys mieszkańców.
Do miasta niema żadnego oficjalnego dostępu. Wycofujący się Rosjanie zniszczyli nawet most którym biegła jedyna droga dojazdowa. Dostać się tam można tylko starą linią kolejową. Oczywiście już od dawna nieczynną.
Miejsce jest mało znane i uczęszczane. Właściwie to mało kto o tym wie i tu był. Głównie z tego powodu, że w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się czynna jednostka wojskowa która często wykorzystuje infrastrukturę dawnego miasta do celów ćwiczebnych.
Trzeba więc być bardzo czujnym i ostrożnym. By nie nadziać się na rosomaki.
Leżą na wielu drogach.
Miasto jest w gęstym lesie, niema żadnych oznakowań i przecina je wiele podobnych do siebie, zarośniętych dróg więc bez GPS'a z wgranymi mapami trudno się poruszać.
Najbardziej charakterystycznym miejscem tego miasta są wysokie bloki mieszkalne. Podobne do tych w Kłominie, tylko tutaj jest ich więcej i są większe. Niestety okazało się, że oprócz mnie jest w lesie również wojsko, które jak później wyczytałem, przeprowadzało ćwiczenia z zabezpieczania terenu na wypadek ataku bronią chemiczną. To wszystko było związane z ogólnonarodowym programem ćwiczebnym "Anakonda". Przeglądałem wcześniej oficjalną listę miejsc gdzie będą odbywały się ćwiczenia ale tego miejsca nie było na listach. Więc po tym jak zobaczyłem z daleka sprzęt wojskowy, zrobiłem obrót o 180 stopni.
Mózg przełączył mi się w tryb czujności wyjątkowej.
Udało mi się znaleźć nawet jeden z mniejszych bloków.
Jednak obchodząc go dookoła w porę spostrzegłem daleko w krzakach maskę wojskowego samochodu terenowego. Wskoczyłem więc do budynku.
Generalnie te wszystkie obiekty to ruina, jednakże niema tam ani grama skażenia wandalizmem. Ani jednego graffiti na ścianie ani jednej butelki w krzakach. Widać, że mało kto się tam zapuszcza. A ci którzy się już na to zdecydują, nie pozostawiają po sobie żadnego śladu.
Ten samochód wojskowy znajdował się poza obszarem, który nakreśliłem sobie w głowie jako obszar ćwiczebny i prawdę mówiąc, wybił mnie trochę z poczucia względnego panowania nad sytuacją. Stąd też uznałem, że po prostu trafiłem tam w pechowy termin i nic więcej nie zdziałam.
Ta tablica grodzi jednostkę, która jest przyległa do miasta. Miasto nie jest takimi ogrodzone. Ale jedyna droga jaka wychodzi z miasta, idzie do jednostki.
Wracając torami do motocykla nadciągnęła burza która strzelała błyskawicami na lewo i prawo, zmoczywszy mnie doszczętnie zanim jeszcze doszedłem do motocykla. Po dojściu do niego zostało mi do przejechania 50km do kumpla u którego miałem tego dnia kimnąć.
Kumpel jest starym kolejarzem który mieszka w opuszczonej stacji kolejowej. W tym regionie wszystko jest poniemieckie, nawet deski w drzwiach piwnicznych tej stacji mają jeszcze niemieckie napisy ponieważ zostały wyjęte z demontowanych niemieckich wagonów. Klimat w dechę.
Od dzisiaj zmieniam zdanie - jednak suszarka do włosów to bardzo przydatna rzecz w podróży. ;)
Moja zalaminowana lista punktów. Laminacja nic nie dała.
Podpiwek Kujawski. Coraz rzadziej spotykany w sklepach, tutaj kupowany całymi wagonami.
Nie wiem czy to jakiś znak, ale w nocy gdy spałem w altanie przy tej stacji kotka urodziła 4 młode kociaki. ;)
Stacja kolejowa Kłobuczyn.
Opuszczone miasto zaliczone. Na tyle na ile się dało. W drodze sobie myślałem o tym, jakiego miałem farta, że nie złapała mnie żandarmeria. Zastrzelić by raczej nie zastrzelili, ale przypał by był niezły. Jednak nie wiem co takiego siedzi w człowieku, że ciągnie do takich miejsc. Mam też sporą dozę niedosytu dlatego, że nie udało mi się dojść do głównego punktu miasta. I obawiam się, że przy następnej okazji zrobię drugie podejście. Mimo iż jakiś cichy głos we mnie mówi iż ma nadzieję, że mi przejdzie. ;)
Zamek Grodziec.
Tak, dzisiaj jest 09.06.2016. W innym terminie to mnie tu nie będzie.
Szkoda, bo wejście fajne.
Zamek w Świeciu. Ruiny zamku w Świeciu. Małe, w dodatku cały teren otablicowany że prywatny i masa ludzi dookoła. Mało punktów ode mnie dostaje. Jadę dalej.
W drodze robi się ciemno i trafiam na jakiś kemping. Niby niepozorny bo w normalnej wiosce pomiędzy domami. Zajeżdżam, pytam gościa o namioty a on nie mówi po polsku. Eee..? Bo to kemping niemiecko-francuski. W Polsce. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Człowiek operuje koślawym angielskim więc tyle o ile się dogadujemy i zostaję na noc. Ciekawe..
Poranna droga.
Zamek Frýdlant w Czechach. Był blisko to wyskoczyłem. Fajny. Ale wejście za korony. Za złotówki też można ale trzeba mieć równo bo parkingowy nie wydaje reszty. Nie mam równo. No to lipa, zwyczajem obchodzę mury dookoła i jadę dalej.
Zamek Frýdlant z oddali.
Czeska Republika!
Zamek Czocha! Byłem już w nim kiedyś ale był po trasie więc się zatrzymałem. Z tej perspektywy jeszcze go nie widziałem. Co lepsze - nad rzeką jest kemping i można sobie rozbić zamek z takim właśnie widokiem. Ekstra sprawa. No ale gdzie tu kemping jak na osi jest południe..? Jadę dalej.
Zamek Chojnik na horyzoncie!
Jeden z najlepszych na całej trasie.
40min pieszo pod górę.
Widok zatyka pikawę.
Jeden z najlepiej osadzonych zamków w Polsce. Podobno nigdy nie zdobyty. Nie zdziwiłbym się gdyby to była prawda.
Pręgierz na środku. Centralne miejsce rozrywki.
A to co?
I co to robi na murach zamku?
Kto się zna na ptakach?
Wychodzę z Chojnika z przekonaniem iż jest to jeden z najlepszych zamków w Polsce.
A więc nie tylko w Szymbarku są tacy artyści. ;)
Zamek Bolczów. 40min błądzenia z GPS'em po lesie. W końcu jest. Fajny bo opuszczony, wokół żywego ducha.
Hybryta. Zamek skalno-kamienny.
Sympatyczna ruinka.
Widoczek też "niebrzydki".
Drzewko pewno zna więcej dziejów tego zamku niż niejeden historyk.
Zamek w Bolkowie. Wygląda fajnie ale zamknięty. Jest już trochę późno.
"Dookoła murów".
Sztolnie Walimskie. Byłem tam kiedyś.
Dosłownie kilka kilometrów obok jest Zamek Świny. Świna, jak rzeka Świna przy Świnoujściu.
"Wejście Smoka" niezłe.
Klimatyczna ruinka.
"Na pustkowiu i w puszczy".
Jadąc skądś tam dokądś tam zawiesiłem oko na znaku "Camping". Camping jeszcze nie do końca czynny ale udało mi się wbić. Później nawet kasy za nocleg ode mnie nie chcieli. "Bo pierwszy klient w tym roku". Pierwszy? Mamy prawie połowę czerwca..
Ładna tablica. Na Zamku Książ!
Osioł stoi na "Oślych Bramach".
Chyba najbardziej tajemniczy zamek w całym naszym kraju.
Strażnik zamku.
Złoty Pociąg to już religia.
Ktoś przyprowadził drugiego osła.
Złoty pociąg, złoty las.. Panie, wszystko złote.
Zamek Grodno.
Położenie geograficzne rewelacyjne. Fajny ale nie biorę wejściówki bo kiedyś już tu byłem. Chyba z 8 lat temu.
Drewniane mosty. Deski hałasują pod kołami. Niczym kilka lat temu w Bieszczadach.
Szczeliniec Wielki. Dwa razy tędy przejeżdżałem. Za trzecim musiałem już tam pójść. W końcu do trzech razy sztuka.
Znowu pół godziny pod górę. Ale za to widok przebija wszystkie dotychczasowe zamki. Zdjęcia nie oddają ogromu widzianej przestrzeni nawet w połowie.
Ciekawe jak widać stąd zachód słońca.
Ciekawe, jak jest tutaj w zimie. W miejscu w którym stałem robiąc to zdjęcie jest wejście do schroniska. Podobno czynne jest przez cały rok. Doba w pokoju dwuosobowym to 50pln, w każdym większym trochę taniej. Jak na taką panoramę to nie jest dużo hajsu.
Osły czekają.
Nie wiem kto to projektował, ale wiadukt idący skosem względem ulicy to średni pomysł. Można wyjątkowo łatwo zahaczyć prawym bokiem o wyjazd. Czego widnieją liczne ślady.
Zamek Leśna. Zamknięty. Jest w nim jakiś ośrodek pomocy społecznej.
Strażnik zamku. Szpan po całym dniu spania iść prosto po krawężniku.
Zameczek fajny i przyjemny. No ale niestety zamknięty.
A to rekonstrukcja bitwy o Twierdzę Srebrnogórską z czasów Napoleońskich. Trafiłem na tą imprezę kompletnie przypadkowo a wejście było za free. Fajnie. Choć jak rekonstrukcja bitwy to już bym wolał z czasów II wojny światowej. Przynajmniej czołgi by jeździły. ;)
Generalnie to takie trochę przedstawienie dla dzieci.
Ale jak jebnęli z tego to całe wzgórze się zatrzęsło.
Dron również brał udział w rekonstrukcji walk. To szpieg anglików.
Autostrada w Opolu. Skoczyłem nią do Sosnowca, gdzie na noc zatrzymałem się u brata.
Ostatniego dnia, wracając z Sosnowca do Warszawy zjechałem lekko z kursu i odwiedziłem największą kopalnię odkrywkową w Polsce. Kopalnię Węgla Brunatnego w Kleszczowie przy Elektrociepłowni Bełchatów.
Mają tam tego sprzętu.
Dziura jest tak wielka, że dobiega z niej jakby "nieustające echo".
Teren kopalni nie jest ogrodzony. Ale jest wyraźna informacja, gdzie już nie wolno chodzić. Sporo osób ją bagatelizuje więc ochrona kopalni jeździ na.. crossach! I patrolują nimi teren dookoła.
Tym zdjęciem kończę krótką opowieść o tygodniu spędzonym na włóczeniu się motocyklem po Polsce. Wyjazd był udany. Nawet bardzo. Mimo iż główny cel nie został do końca osiągnięty. Oto przykład na to, że 'dodatki' mogą stać się ciekawsze niż główny planowany cel i obrócić go samego w 'dodatek'.