poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Wymiana silnika w Romecie i mały wyjazd do Studzianek

06.08.2016, 172km

          Kilka dni temu były obchody 72 rocznicy bitwy pod Studziankami. Było trochę sprzętu wojskowego, prelekcje i rekonstrukcja wydarzeń na pobliskich polach z użyciem pięciu jeżdżących T-34. Niestety na ten ostatni element się nie załapałem bo jeździli dopiero w niedzielę, choć ciekawy wieczór z Klubem Pancernych, w towarzystwie kilku innych Romeciarzy zaliczyłem. Ale to potem, najpierw kilka słów o naprawie motocykla..


Jak wiadomo, mój ostatni wyjazd zakończył się dziurą w tłoku i zniszczeniem całej góry silnika. Naprawa wymagałaby wymiany tych wszystkich elementów na nowe i dodatkowo rozebrania reszty silnika w celu oczyszczenia go z aluminiowych wiórów, które olej zdążył rozprowadzić po skrzyni. Uznałem, że nie warto się z tym bawić i kupię nowy silnik. Skontaktowałem się z działem serwisowym Rometa w Podgrodziu po czym okazało się, że niema możliwości zakupu nowego silnika. Po prostu niema. Niema go w ofercie i tyle. Pomyślałem sobie wtedy "ciekawe, jakby autoryzowany serwis naprawił taką awarię". No ale dla nich pewnie nowy silnik by się znalazł. Dobra, do rzeczy:

Wyjąłem z motocykla stary silnik.

..wrzuciłem do bagażnika..

..i wywiozłem na składowisko rupieci.

Tak wyglądał wydech po dwóch latach. Coś szybko ta rdza poszła.

Zdarłem z niego zewnętrzną warstwę rdzy, umyłem rozpuszczalnikiem i pojechałem żaroodporną farbą do malowania kominków.

A co z silnikiem? Najchętniej kupiłbym oryginalny do tego motocykla, żeby nie bawić się w przeróbki. Ale skoro oryginalnego kupić się nie da to musiałem kupić jakiś inny. A skoro musiałem kupić jakiś inny, to kupiłem silnik bardzo chińskobrzmiącej marki Yingang o poj. 250cm³.

Silnik wszedł w ramę 'na milimetry'. Żeby zmieścił się gaźnik, trzeba było zdjąć łapkę linki ssania.

Główne uchwyty montażowe pasowały. Zaraz potem przyszedł czas na rzeczy niepasujące.

Największy problem okazał się z instalacją zapłonową. Prawdopodobnie można by wpiąć ten silnik bez problemu w wiązkę Rometa K125 czy Z125, ale ADV150 jest trochę nietypowy. Ma inną wiązkę, inny moduł i inny aparat zapłonowy w fabrycznym silniku (niema osobnej cewki zapłonowej). Jakby tego było mało, to inaczej odbywa się gaszenie silnika. W fabrycznym silniku następuje poprzez odcięcie zasilania modułu, tutaj z kolei poprzez zmasowanie. Nie mówiąc już o obrotomierzu, który w oryginalnej instalacji wpina się w moduł, a tutaj..? A tutaj nie. ;) Razem z kumplem siedzieliśmy nad tą instalacją do późna w nocy.

Kolejny dzień przygód. Z dwojga złego dobrze, że się gną a nie pękają.

..i kolejna seria rzeczy niepasujących.


Z wydechem był problem o tyle, że nie miałem możliwości go pospawać więc odstawiłem motocykl do tłumikarza, który musiał dosztukować około 8cm rurki. Potem została już tylko regulacja innego, większego gaźnika i dobranie odpowiednich przełożeń łańcuchowych. W pierwszej chwili jeździłem na fabrycznych ale okazały się sporo za krótkie więc na przód poszła zębatka 17 a z tyłu prawdopodobnie zmniejszę do 38. Ale tego jeszcze nie zrobiłem.

Przy okazji ciekawostka i zagadka. Na zdjęciu wyżej i niżej jest ta sama zębatka. Część wewnętrzną ma mocno startą a część zewnętrzna jest nie ruszona. Pytanie brzmi: dlaczego? Od razu dodam, że nie jest to kwestia złej śladowości kół bo zjawisko wystąpiło na wszystkich trzech zębatkach, które jeździły w tym silniku. I zawsze wewnętrzna strona jest zryta a zewnętrzna nie ruszona.


Po tych wszystkich i innych zabiegach przyszedł czas na jazdy testowe.

Oraz czas na moją ulubioną trasę przez Kampinos. Po przeszczepie silnika motocykl zachowuje się zupełnie inaczej, niż poprzednio. Inny jest dźwięk silnika, inne wibracje, inna charakterystyka pracy i inaczej hamuje silnikiem. Na silnikach o mocy 10-11KM przejechałem 116tys km, więc było nie było, zmiana na 16KM od razu wychwytuje moje przyzwyczajenia. ;)

Niedługo potem przyszły wspomniane wyżej obchody 72 rocznicy bitwy pancernej pod Studziankami więc wskoczyłem na motocykl razem z grupą Romeciarzy, z którymi spotkałem się w połowie drogi pojechaliśmy do Studzianek.

W ciągu dnia trochę lało. Rozpogodziło się dopiero w chwili zachodu. Strugi słońca przebijające się przez wilgotne i parujące powietrze dały widok iście epicki.

T-34 w Studziankach. Pod pomnikiem trafiliśmy na dwóch dziadków, którzy zaczęli opowiadać nam, jak to tu było gdy weszli tu ruscy. I jak tu było zaraz po wojnie. Fajnie opowiadali. Podobno w lasach było całe mnóstwo porzuconego sprzętu. Z tego co mówili, nawet ten czołg który stoi teraz na piedestale znaleziono w lesie.



Obok zostało otwarte okolicznościowe muzeum. Na pierwszym planie widoczny jest czołg PT-91 polskiej produkcji.

Wnętrze T-34. Rzadko można znaleźć egzemplarz w takim stanie.







Wykopki z okolic.


Wieczorem były prelekcje dotyczące bitwy pod Studziankami oraz.. serialu Czterej Pancerni i Pies. ;) Na miejsce przyjechał Klub Pancernych i opowiadali o kulisach kręcenia serialu, do których udało im się dojść. Wychowałem się na tym serialu, więc dla mnie było tam sporo ciekawych rzeczy. ;)

Ludzie z Klubu Pancernych mieli też fazę na odnajdywanie miejsc w których był kręcony serial. Droga wyżej, na której została nagrana czołówka serialu to jedna z dróg poligonu wojskowego w Żaganiu, czynnie działającego do dzisiejszego dnia.

Tą scenę pamiętają wszyscy, którzy oglądali serial. Tzw. "Czołgówka", również na poligonie w Żaganiu.

Fajne było to spotkanie. Niezły klimacik, z czołgami poustawianymi obok sceny i widowni. Cholernie szkoda, że nie mogłem być następnego dnia, gdy były jazdy po polach. Ale przynajmniej wiem już, jakie dni sobie rezerwować w przyszłym roku. ;)