poniedziałek, 4 lipca 2016

Awaria silnika w Romecie

02.07.2016, 36km

          Tym razem silnik wyzionął ducha. I to w jakim stylu..
Historia zaczyna się w sobotnie południe, gdy wskoczyłem na motocykl i pojechałem w okolice Łowicza na spotkanie grillowe mz-klubu, które organizowała Wiesia. Trasa miała charakter przelotowy więc wskoczyłem na autostradę, żeby nie marnować czasu na boczne drogi.

W pewnym momencie, lecąc pomiędzy Grodziskiem Mazowieckim a Żyrardowem, mając około 90% prędkości maksymalnej motocykl nagle zgasł, z silnika zaczął wydobywać się hałas a z wydechu zaczęły buchać kłęby jasnego dymu. Nie było żadnego szarpania ani blokowania tylnego koła. Siłą rozpędu przejechałem jeszcze może ze 100 metrów i zatrzymałem się na pasie awaryjnym.

W pierwszej chwili po zejściu z motocykla obejrzałem silnik, ale z zewnątrz wszystko wyglądało naturalnie. Po próbie uruchomienia, rozrusznik zaczął kręcić silnikiem jakby ten nie miał w ogóle kompresji a z wydechu buchał biały dym.


Szybko doszedłem do wniosku, ze na pasie awaryjnym nic z tym nie zrobię. Nie oddaliłem się daleko od Warszawy więc zadzwoniłem do kumpla który ma busa i fartem okazało się, ze miał akurat trochę czasu. Przyjechał i zapakowaliśmy motocykl na pakę. Jednak bus okazał się dość ciasny i by wsadzić do niego motocykl musieliśmy zdemontować szybę, podesty boczne i wydech. Gdy zdjąłem wydech i zajrzałem do środka, zobaczyłem to:

Mnóstwo kawałków aluminium. To już jest bardzo zły znak.

Przywieźliśmy Rometa na miejsce a dwa dni później przyszedłem do niego z narzędziami sprawdzić, co tak na prawdę się z nim stało.

Po zdemontowaniu zbiornika, kanapy i recyrkulatora spalin zdjąłem osłonę głowicy. Rozrząd wygląda w porządku.

Zdemontowana klawiatura.

Głowica bez klawiatury. Widnieje wybity na niej numer seryjny i ślad maznięcia markerem.

Pod głowicą pojawia się obraz nędzy i rozpaczy. Urwany grzybek zaworu wydechowego i zmasakrowana głowica.

Tłok zmasakrowany jeszcze bardziej a na środku denka wypalona dziura. I leżący grzybek zaworu.

Tłok wygląda, jakby nad jego denkiem nastąpiła niekontrolowana reakcja jądrowa. Aluminiowe kawałki roztrzaskanego tłoka są wszędzie, na wale, w oleju, nawet wessane do gaźnika.

Cylinder jest poobijany jakbym zamiast lania benzyny do baku, sypał tam żwir.

Urwany grzybek zaworowy.

Po takiej awarii silnik nadaje się do kapitalnego remontu, bo chociaż główna awaria wystąpiła tylko w górnej części, to aluminiowe kawałki tłoka trafiły do oleju, który rozniósł je po całym silniku. Wypadały wraz z olejem, który spuszczałem przed rozbieraniem. 

Najbardziej dziwi mnie, że taka awaria wydarzyła się przy stosunkowo niskim przebiegu. Przypomnę, że mój Niebieski Romet przejechał 3 razy tyle i podczas końcowego demontażu zarówno tłok jak i zawory były w dobrym stanie (zdjęcia są na stronie). W każdym razie, póki co pozostaję bez motocykla.