środa, 21 czerwca 2017

Zamki, ruiny i fabryka chemikaliów.

427km, 20.06.2017

          Dość długi jak na jednodniowy wyjazd w kierunku zachodnim. Choć z początku wcale się na to nie zanosiło, z biegiem czasu odkrywane miejsca robiły się coraz lepsze. Aż ostatnie dwie lokacje, fabryka chemikaliów i ogromny stary młyn sprawiły że kopara opadła mi na ziemię i nie chciała wracać z powrotem. 



Wyjazd z domu o 7 rano. Godzinę później wyjeżdżam zza ściany Puszczy Kampinoskiej. Most w złym stanie technicznym? Ja go sam muszę sprawdzić.. sprawdziłem. Nie był w złym stanie technicznym. Rozczarowanie..


Kościół obronny w Brochowie. Byłem tutaj kilka lat temu na R150. Teraz zajrzałem po drodze. Stoi dalej, ale zarośla z Bzury go zarastają. Niedługo w ogóle nie będzie go widać.

ooOooo... ale brak wejścia. :/


Pierwszym punktem był pałac w Studzieńcu. Podobno w ruinach. Gdy go odnalazłem okazało się, że po wielu dekadach stania samopas w krzakach w końcu doczekał się remontu. Prace wrą, maszyny warczą. Jadę dalej. Stare PGR'y nad Wisłą. Na miejscu okazuje się, że są nowozasiedlone. Przeskok na drugą stronę Wisły i atak na starą cegielnię pod Płockiem. Cegielnia chroniona, niektóre obiekty na nowo wykorzystywane. Co jest...? Zjeżdżam do Maka. Mak przeżywa oblężenie. Chyba wszystkie szkoły podstawowe w Polsce wpadły na pomysł zorganizowania wycieczki autokarowej do Maka w którym akurat byłem ja. Nawet nie da się dojść do drzwi budynku. Więc jadę do KFC po drugiej stronie ulicy, gdzie 3/4 lokalu jest puste. ;)

Ale dróżki były dobre!
  
Nawet zajęce były!

Zamek w Oporowie. Uff.. pierwszy trafiony obiekt. Tak sobie myślę ściągając kask pod zamkiem. Nie zdążyłem rozpiąć kurtki widzę jak leci ochroniarz. Mówi, że tu nie wolno wjeżdżać. Odpowiadam, że zakazu wjazdu niema, brama otwarta a jestem w godzinach otwarcia zamku. No ale nie wolno bo dyrekcja tak zarządziła. No dobra, myślę sobie strzelę szybką fotę motocykla na tle zamku i odprowadzę go przed bramę a potem wrócę sobie pospacerować. Cykam na szybko jedną sztukę. Ochroniarz leci do mnie z powrotem. Że tu nie wolno robić zdjęć. Że co? Niema nigdzie zakazu robienia zdjęć. Ani na wjeździe ani na zamku. Odpowiada mi że nie wolno bo to promocja zamku a na to trzeba mieć pozwolenie od dyrekcji. Mówię mu, że to na użytek własny. Na co on 'ale nie wolno'. Heh.. jeżeli więc będziecie chcieli odwiedzić zamek w Oporowie pamiętajcie, że Oporowo jest oporne. ;)

Stara cegielnia z 1920 roku. No, w końcu trafiony! Dopiero pod samym Kutnem. Fajna, duże budynki. Wjeżdżam obok w krzaki i idę na małe reko.

Wejście gdzieś od tylca.



Tych elementów jeszcze nie widziałem w żadnej cegielni. Długie poziome szyby z wlotem na dole. Przypomina trochę wędzarnię ryb.

Kiedyś kolejka tędy wjeżdżała..

Piec.


Wnętrze pieca.

Nawet drewniana konstrukcja dachu jest nietknięta.

Siedzi w krzakach i czeka na sygnał.

Tron. Na nim siadał król cegielni.

Główny komin spięty obejmami.

Obejmy są co jakieś półtora metra aż do samej góry. Ciekawe, czy były od początku czy zostały dodane później. Drabinka która zaczyna się na wysokości jakichś trzech metrów wygląda solidnie i idzie do samej góry. ;) Cegielnia dobra była. Wsiadam i jadę dalej. Na ruiny zamku!

Ruiny zamku w Biesiekierach.

Dużo to tam tego niema ale obrys dość spory. Spory musiał być, jak jeszcze był.

Przestawiam żagle i zmieniam kierunek na wschodni. Lubię jeździć na zachód bo zawsze jadę ze słońcem. I jak wyjeżdżam i jak wracam.

Taki motyw. Na zamku w Łęczycy.

Herby herbu Zielona Pietruszka.

Czy mam rozumieć, że przejście szło wewnątrz muru? Jednak to spore osłabienie konstrukcyjne.

Więzienie na sprzedaż! Ktoś chce sobie kupić więzienie?

Polska wieś.

Gigant. Średniowieczny bunkier przewidziany na modlitwę.

Odbijam w kierunku Łodzi. Widać po słońcu, że dzień będzie się już chylił ku zmierzchowi. Dwa miejsca jeszcze zostały do odwiedzenia. Pierwszym jest właśnie to, niedaleko autostrady A2.

Są to stare hale produkcyjne jakichś zakładów chemicznych. Są duże. Ogrom robi wrażenie. Lubię duże przestrzenie.



Słychać jedynie lekki wiatr wpadający przez powybijane szyby pod dachem. I śpiew ptaków.


Do czego mogło być to pomieszczenie?

Podłogi zerwane, szyby pobite, farby ze ścian odeszły. Ale gołe dupy dalej wiszą. ;)



Detale zostawione 'byle gdzie'.

Kompletna waga z ubiegłego stulecia.

Zanim się tu wybrałem, zaczerpnąłem trochę informacji o tym miejscu. Podobno w tym pomieszczeniu nadal są groźne substancje. Tam wchodził nie będę. Zaglądam z odległości kilku metrów przez uchylone drzwi. Wewnątrz jest sporo porozbijanych słoików i innych naczyń. Omijam łukiem i idę dalej. Hale fabryki są ogromne i nie zdemolowane. Robią wrażenie. Wychodzę i idę do motocykla. Teraz kierunek to już właściwie dom. Zastanawiam się czy jechać do ostatniego na dzisiejszej liście miejsca. Po dziesięciu godzinach od siódmej rano trochę jestem już zmęczony. Ale jadę! W sumie to po drodze.

Dojeżdżam do punktu niedaleko rzeki. W pierwszej chwili zauważam jedynie opuszczony dom. Widać jednak, że niedawno ktoś się nim zainteresował, zieleń w około świeżo usunięta. Rozejrzałem się jednak i zobaczyłem.... to....:

Droga idzie po łuku i nie widać go w pierwszej chwili. To budynek starego młyna wodnego.

Obszedłem dookoła, jednak okazał się niedostępny z żadnej strony. Miałem już wracać, gdy przez chaszcze zobaczyłem otwarte okno na parterze.

Wnętrze mnie zatkało.

Okazało się, że.. jest tam wszystko.

Wchodzisz do pomieszczenia.

A tam to.


Chodzę po wszystkich piętrach od góry do dołu. Stan wnętrza i sprzętów jest niewyobrażalny.

Niesamowite, że to wszystko tutaj jest. W budynku, który jest opuszczony, niepilnowany i otwarty.

Ostatnie piętro, widać dach.

Niepojęte. Z pewnością niewiele osób było tu przede mną od czasu gdy budynek stał się otwarty. W głowie się nie mieści..

..a tak on wygląda z zewnątrz. Bywałem już w młynach wodnych ale zawsze były to obiekty przystosowane do zwiedzania. Nigdy takie jak ten. Mam nadzieję, że ktoś to ogarnie zanim całość padnie łupem szabrowników i dewastatorów.

Wracam autostradą. Patrzę po przebiegu, że będą dzisiaj ze cztery stówki. Od siódmej rano. Jednak dwa ostatnie punkty były nieziemskie. Po powrocie w ciągu godziny padłem na łóżko jak trup. ;) Dobry to był wyjazd.