środa, 27 maja 2009

Rometem na Nordkapp

01...27.05.2009 (27 dni), 8566km, (+ ok. 114km promami)

          Zeszłoroczny wyjazd nad Gibraltar był na tyle udany, że z początkiem nowego roku pojawiły się nowe pomysły. Główne z nich to Nordkapp i Islandia. Na miesiąc przed wyjazdem decyzja zapadła na Nordkapp. Pojechaliśmy w tym samym składzie osobowym co i w zeszłym roku. Paweł na CG125 a ja na Romecie Z125. Skandynawia przerosła moje śmiałe oczekiwania. Krajobrazy biją na głowę wszystkie inne miejsca, w których do tej pory byłem. W dodatku, że jak się okazało, o tej porze jest tam jeszcze sporo śniegu.


Tym razem zmienił się trochę sprzęt. Po pierwsze pojechałem nowym, innym motocyklem. Jak to się stało?

Otóż Rometa Z125 dostałem od Romet&Arkus Motors. Najwyraźniej usłyszeli o mojej zeszłorocznej trasie ich produktem nad Gibraltar. Powiedziałem im, że w tym roku jadę w podobną podróż i przydałby się nowy motocykl.

Trzy tygodnie później odebrałem nowego Z125 w salonie Rometa w Jankach pod Warszawą na miesiąc przed wyjazdem na Nordkapp. Do momentu wyjazdu przejechałem 300km, więc można powiedzieć, że pojechałem "świeżym" motocyklem. 


Drugą istotną zmianą były kufry, które zimą przywiozłem z Ciechanowa na moim Niebieskim K125. Start ustaliliśmy z Pawłem na pierwszego maja. Wyjechałem z domu około południa kierując się w stronę mazur. Objazdówkę zaplanowaliśmy od strony wschodniej.

Jakieś mauzoleum, gdzieś za Legionowem.

Oto i mój nowy pojazd. Oczywiście Niebieski K125 stoi w Warszawie i czeka na powrót brata. Jak na razie jedzie i wszystko działa. Choć silnik wręcz świeci nowością.


Pogoda słonecznie upalna. Podobno tam na górze w maju może być jeszcze zimno. Ale kto by się tam tym przejmował.




Popołudniem dojeżdżam do punktu zbiórki z Pawłem. Pole namiotowe w Ławnym Lasku na mazurach, niedaleko Rucianych-Nida.

Tego samego dnia Paweł wyjechał z Lubania około południa, bo opóźniły go kwestie ubezpieczeniowe. Ja żadnego ubezpieczenia nie wykupywałem. Jest żywioł, jest zabawa. Co ma być, to będzie.
Mimo, iż Paweł rozłożył sobie drogę na mazury na dwa dni (miał około 700km od siebie), to zrobił całość w jeden dzień! Około pierwszej w nocy, czekając na polu namiotowym na sygnał dostałem od niego telefon, że jest przy tablicy "Zgon" w wiosce, po drugiej stronie małego jeziora.


Noc była zimna. Piździ jeszcze krótko mówiąc. Ale dzień słoneczny i upalny. Zwijamy obóz i opuszczamy miejsce.





Jechaliśmy po GPS. Krótkimi trasami. Trafiały się i szutry i polne drogi.




Ciekaw jestem, jak ta droga wygląda jesienią.


Zatrzymujemy się przy piramidzie w Rapie. To stary grobowiec, który do niedawna był zagrzebany w lesie i przez nikogo nie znany. Jeden artykuł w gazecie spowodował, że w ciągu kilku lat wybrukowano do niego chodnik a przy drodze powstał płatny parking i budka z pamiątkami.


Trumny. A w trumnach suche kości.

Kolejny przystanek pod wiaduktami w Stańczykach. Widziałem je na wielu zdjęciach, ale nigdy nie byłem pod nimi. Faktycznie są spore. Choć i tutaj jest już parking i buda z hot-dogami. Biznes kwitnie. Jeszcze kilka lat temu nie było tu nic.. ..poza akweduktami..


Są duże. Był kiedyś na TVN taki program "Ekspedycja". Skakali w nim na wahadle, pomiędzy właśnie tymi wiaduktami.

Torów brak. Tak na prawdę jest to fragment niedokończonej linii kolejowej. Wielka inwestycja, która nigdy nie doczekała się końca.

Dziki nocleg. Ostatni w PL.


Kopalnia napotkana w drodze.

Sejny!


Litwa!

Pusta litwa..


Wilno.




W trakcie poszukiwań dzikiego noclegu zeszłego wieczora, za jednym z zakrętów leśnych trafiliśmy na stado dzików. Około 10 młodych i osobniki dorosłe. Nawrotka jaką zrobiłem była jedną z najszybszych nawrotek w moim stażu. ;)

Oddaliliśmy się z 50km od miejsca z dzikami, choć wszędzie ziemia była poryta. Ale gdzieś przespać się trzeba.


Pieniek do siedzenia na przydrożnym parkingu.


Leśny parking przydrożny.

I pierwszy podróżniczy obiad. Makaron z sosem Knorr.





Pusto, cicho. Romet nadciąga!




Pawłowe CG125.

Kapsle. Powbijane ww stół przydrożnego parkingu.

Litewski słup na Litewsko-Łotewskiej granicy.


Łotwa.



Kto zgadnie, co to jest...?

...kibel. ;)

Początki szutrów.




Opuszczone blokowiska. Na Łotwie jest mnóstwo opuszczonych budynków.

Nocleg Łotewski. Ziemia dalej poryta. Te dziki chyba tu z Rosji przychodzą..

Droga dojazdowa do miejsca, w którym spaliśmy.






Uwaga, zasłona dymna nadciąga!





Skrzynki pocztowe.


Filtr powietrza do wymiany po 50km. ;)



Szutry..

..i szutry..

Ze 100km grząskich szutrów..

W pewnym momencie szutry były tak grząskie, że zanurkowałem przednim kołem w żwir i Romet upadł na bok. Wyłamało się mocowanie lewego kufra. Lipa. Ale przesunąłem mocowanie do przodu i skręciłem tymczasowo. Zobaczymy, ile przejedzie. Lewy kufer przesunął się do przodu o kilka centymetrów.




Opuszczony pałac spotkany przy drodze.

Tu w ogóle wszystko wygląda jak opuszczone.



Pałac sobie stoi, bez ogrodzenia, bez ochrony, z drzwiami otwartymi na oścież.

A w środku piece..

..elementy wyposażenia..

..pianino.. Łotwa to dobre miejsce do miejskiej eksploracji.

Brak asfaltu ciąg dalszy.

Estonia! Którędy na Tallin?

Stary i skrzypiący wrak stodoły. Mocniej powieje i się rozsypie. Ale miejsce na mały posiłek w sam raz.



Droga w Estonii jest z czegoś takiego. Pewnie w całej Skandynawii taka będzie. Opony żre niemiłosiernie, ale za to przyczepność aż do rantu.

Szutry..? Jak bym gdzieś je widział..


Kiedyś budowałem podobne wieże. W The Settlers II.



Dziki nocleg w Estonii. Jakieś 50km od Rosji.


Poranne wygrzebywanie się z dzikiego kempingu.



Pierwsze renifery!


Dojeżdżamy do Tallina i od razu jedziemy do portu. Ja zostaję przy motocyklach a Paweł idzie obadać bilety. Bilety są, kupujemy. Wychodzi około 200zł za osobę i motocykl z Tallina do Helsinek.

Będziemy płynęli Linią Wikingów. ;)

Żegnaj Estonio.



Żegnaj.

Prom i pięciopoziomowe schody. Prom jest olbrzymi. Wjeżdża na niego mnóstwo TIRów, autobusów i mrowie osobówek. Wjechaliśmy jako jedni z pierwszych. Hala parkingowa jest ogromna. Po zaparkowaniu i przypięciu motocykli pasami do podłoża przez obsługę należy wyjść z poziomu parkingowego. Nie powinno się na nim przebywać w trakcie rejsu.

Więc mamy kilka godzin na zwiedzanie statku.


Ziemia znikła hen hen daleko.


Po kilku godzinach rejsu pora na desant. Na takim promie można się zgubić i lepiej zwracać uwagę na przejścia i poziomy. ;) Lądowanie przebiegło bezproblemowo. Nowa ziemia wita nas.




Zanim wydostaliśmy się z Helsinek, zapadł już zmrok. Pierwsze co się rzuca w oczy to to, że wszyscy tutaj jeżdżą zgodnie z przepisami. Jak 1:1. Jest 50 to nawet na trzypasmowej drodze wszyscy jadą 50. A jak jedziesz 60, to wybijasz się do przodu zostawiając innych w tyle. Wszędzie tak jest. Zdumiewające. Dla Polaka w szczególności.

Noclegowisko z 80km od Helsinek. W Finlandii, Norwegii i Szwecji jest prawo do swobodnego dostępu do zasobów zielonych, więc można swobodnie rozbijać się w każdym lesie i na każdej polance.


Sklepik barowy.

Znaków z reniferami coraz więcej.




Sprzęt fina.


Śmigłowiec transportowy stojący na jednej ze stacji.





Drugi nocleg. Droga leci szybko. Duże odległości, dobra nawierzchnia. Trochę chłodno, ale póki co słonecznie.

Ojil czejndżeing.



Jezioro skute lodem.





Droga, i droga, i droga.. i droga... Ale przyjemna droga.



Kosmiczne liczniki w kształcie głowy ufoludków.


Kolejny nocleg. To chyba jeszcze nie była zorza polarna, ale już coś w ten deseń. ;)





No i proszę. Pierwszy renifer. ;)

Kto to przeczyta?

Finlandia. Świat jezior i mokradeł. W sezonie są tu chiny komarów.


Parking. Kibelki.

Obiadek. Ciepły obiadek.


Chwilami kropi.

Rovaniemi. Przebiega tędy linia Koła Podbiegunowego i jest tutaj.. wioska Świętego Mikołaja! Może dostaniemy trochę 10W40 od niego..?


Tam mieszka. Podobno.


Zimą musi tu być niezły park rozrywki.




Wieczorem wzięliśmy domek bo w ciągu dnia sporo lało i trochę przemokliśmy.


Szkolny autobus?



120 mil/h?180km/h?



Tak było w domku.


Fińskie klimaty






Sklep z rogami reniferów?



Królestwo Laponii.


Droga. Dużo jest drogi by przejechać Finlandię.



Drogi dla skuterów śnieżnych, równoległe do dróg samochodowych.

257km za kołem polarnym..

..zaczynają się stada reniferów!


Są leniwe. Nie uciekają. Wręcz chodzą po drogach jak święte krowy.



Być w Finlandii i nie zakopać się w śniegu?






Norwegia!!!!! Idealna, prosta droga na horyzoncie ośnieżone góry.


Pękła jedna ze szpilek wydechu. Odpadła obejma. Ale układ się nie rozszczelnił.

Norwedzy też zbierają puszki. ;)

Zatrzymaliśmy się w domku z bala, żeby trochę wysuszyć ciuchy. Tutaj takie domki nazywają się "kabiny".

Sauna na żetony.

Zalany pomost. Albo zapadnięty.

Taki mieliśmy domek.





Robi się coraz lepiej.


Człowiek z miotłą na ulicy? To nie w Norwegii.



Tunelik. Trzy kilometerki.



Droga ciągnie się brzegiem fiordów. Droga miliona zakrętów.

Brzegi są pełne płaskich kamieni.

Skala. Na dole przy dacie som motory


Wyjazd z ośmiokilometrowego tunelu który prowadzi na Przylądek Północny czyli na Nordkapp. Tunel biegnie 212mppm. Więc przy wjeździe do tunelu jest 8% spadku w dół. Później jedzie się 6 kilometrów pod dnem i na końcu kilometr pod górę. Tunel jest płatny, bramki są po stronie wyspy Megaroya.

Ośrodek badawczy, restauracja i mały hotel na przylądku Nordkapp. Ośrodek jest zamknięty a wjazd jest płatny. Ale nie na początku maja. ;) Na początku maja wszystkie bramki są otwarte. Chyba nie opłaca im się tam siedzieć i zbierać opłat.

Jest i słynny globus. Kolejny plus wizyty przed sezonem. Oficjalnie wjeżdżać tam nie wolno. ;)

Pogoda tutaj zmienia się w ciągu 1/100000 sekundy. Jednak ogrom przylądka i wysunięta w morze skała, która ma ponad 300m wysokości robi uderzające wrażenie. Tak, jak ogrom całego otoczenia a jednocześnie nicość małego człowieka. Barierki są tylko z wierzchu, dalej na boki niema ogrodzenia. Można iść lub jechać i spaść w otchłań.

Medaliony. Jest chłodno, ale gorąca energia rozpiera. Tak na prawdę, to ani nie jest to najdalej wysunięty punkt w Europie, ani nie jest to punkt stałego lądu, bo jest to wyspa, na którą 10 lat temu pływał wyłącznie statek. Faktyczny najdalej wysunięty punkt w Europie jest jakieś 4 kilometry dalej. Ale nie jest tak spektakularny jak skała, która jest tutaj.

Kobieta z dzieckiem wyczekująca swojego męża powracającego z dalekiego Morza Północnego. Wjeżdżając na teren przylądka była czysta i przejrzysta pogoda. Wyjeżdżając jest mleczna mgła, zza której niewiele widać.


Jak się okazuje, mgła jest tylko na przylądku. Reszta pięćdziesięciokilometrowej drogi przez wyspę, na której są tylko dwie małe miejscowości biegnie niżej. Stąd fajnie widać linię chmur. Globus właśnie się w niej chowa. I choć skała jest spektakularna to nic z niej nie widać. ;)

Teraz więcej zdjęć z drogi przez wyspę. Chmury, mgła, śnieg i ziemia bez żadnych zarośli. Klimat jak z innej planety.




Pozostawione namioty.

W środku zdatne do życia.


Wracamy tym samym tunelem.



Znowu zatrzymaliśmy się w domku. Deszcze, deszcze, deszcze. Deszcze niespokojne. Potargały przeciwdeszczówki.

Wózek dla dziecka?


Księga gości?

Nasi tu byli!

I tu!

Pozostawiam ślad po sobie. Niech kolejni się cieszą.

Domek. Mój garnek ma zaszczyt stanąć na normalnej kuchence.




Skądś znam to auto..

Zetor!

Jedziemy na południe. Pomału klimat się zaczyna zmieniać. Znowu nas zlało znowu ewakuowaliśmy się do domku. W nocy temperatura spada do zera, więc w namiocie ani się ogrzać, ani wysuszyć.





O ja cię. Ale góry trafiliśmy.

Jednak klimat się nie zmienia. To było tylko chwilowe złudzenie.

Port. Przeprawa promowa.


Płynie!


Bajka. Innej drogi niema. Można tylko promem.






Bar sezonowy?

Tak wygląda norweski skansen.





Mostek, który wylatuje z tunelu.


Dom na skale.


Wbrew pozorom na fiordowej drodze trudno jest znaleźć dobre miejsce do noclegu.

Ale prawo jest prawo. Można, to można. Przy drodze też.

Norweskie śniadanie.

Tak skończył mój motocyklowy but Traveller Probiker. Wrócę do domu to je wyrzucę i wezmę z powrotem goreteksowe buty wojskowe. Więcej przeżyły a są w lepszym stanie od tych.

Zaczyna się bajkowato. Jeszcze tylko mleczy brakuje.

Prom, który zadziera nos.


Transportery opancerzone na promie. Ciekawe, jaką ma wyporność.






Chyba się czymś poparzyłem. Na obu dłoniach powyskakiwały mi takie gulki jak po ukąszeniu komarów. Ale nie swędzi.

Jeden z najurokliwszych dzikich miejsc noclegowych, w jakich przyszło mi nocować.


Koło Polarne w Norwegii!



PL tu byli!

I tu!



Mostek a'la Indiana Jones.



Wodospad. Huk jest najbardziej zaskakujący.


Dziki nocleg.

Tak, tam Małysz skakał. ;)

Miejski busik Norweski.




Choć mało widoczna, to jest tam wielka tama.





Pieniądze z dziurką w środku. Jak donaty.


Kolejny dzień.


Chyba trafiliśmy na jakieś święto narodowe. Wszyscy odpindoleni jak stróż w Boże Ciało. ;)



Coś czuję, że teraz to się dopiero zacznie..

..widoczkowanie.


Muzeum parku narodowego, przez który będziemy przejeżdżali. Piszą na tablicy, że są w nim piżmowoły. Takie ciekawe, wielkie i niebezpieczne stworzenie, które naturalnie żyje na Grenlandii.




O ja nie mogę. Mógłbym mieszkać w takiej miejscowości.


Skrzynki pocztowe norwegów.


49 koron. 25PLN. I jedną taką bym się na pewno nie najadł..



Niezwykłe widoki cz. 1.





Nocleg. Skręcamy w prawo?

No, całkiem niezłe miejsce.


Słynna "Drabina Trolli" niestety była zamknięta. Zamykana jest normalnie na okres zimowy. Teraz powinna być już otwarta, ale trafił się remont mostu. Więc jest dalej zamknięta. Ale być pod Drabiną Trolli i nie być na Drabinie Trolli? Ściągam kask i idę z buta.




Tak to wygląda.





Pamiętaj aby zakładać łańcuchy!

Lecim dalej.




Dziura w środek góry.



Kolejny prom.


Stoją i czekają.





Widzieliście kiedyś znak ostrzegawczy ze spadającymi kamieniami ze wzgórza? Tutaj to norma.

Nic, tylko wycinać!



Ciągnie na dwójce. ;)

Przełęcz.


Rzadko spotykany efekt w momencie zachodu słońca.

Dziki nocleg pośród skał.

Wracając wybraliśmy trasę "przez środek" Norwegii. Okazało się, że trafiliśmy w park narodowy z Piżmowołami. Okazało się, że trafiliśmy w jedne z najwyższych gór w Norwegii! Tak to jest, jak niema się map topograficznych. ;)



Drabina Trolli? Tu jest Drabina Trolli do potęgi drugiej. Tą właśnie drogą zjeżdżaliśmy na dół.


Kolejny prom. Promy są jedyną możliwością, dróg dookoła za bardzo niema. Chyba, że nadrabiając ze 150km.



Kolejne problemy ze skałami przy drodze. Ciekawie, nie powiem..


I znowu pod górę.



Lepsze niż Alpy.

Tutaj to by można wziąć plecak. I dobre buty traperskie..




Góry dały w kość. I nam i motocyklom. Aż się dziwię, że Romet to wszystko wytrzymał. Ile było zjazdów, podjazdów i redukcji wiem tylko ja i jego skrzynia.

W tym miejscu skończyliśmy Norwegię. Niżej będzie kilka zdjęć z Norwegii z aparatu Pawła.

Pierwszy drogowskaz na Nordkapp.

Wjazd w podwodny tunel na wyspę Megaroya, na której jest Przylądek Północny Nordkapp.


Ja i globus. Podobno w nocy jest nieźle podświetlony.

Droga powrotna przez wyspę.

Na górze łosie, na dole renifery.

Góry w środku Norwegii, w które się przypadkowo wpakowaliśmy.

A takiego Simsona widzieliście?


Chwila przerwy na promie.

Te skały potrafią mieć na prawdę ciekawe kształty.

Baza noclegowa, o której pisałem wcześniej.

Przespałem się pod wiatą bez rozbijania namiotu.


Koło Polarne w Norwegii.

Ośrodek obok.

Linie Koła Polarnego.



Lecim?



To jest park, przez który przejeżdżaliśmy.

A to są piżmowoły, które mieliśmy zobaczyć. Podobno są bardzo niebezpieczne i są wyłącznie na obszarach zamkniętych. W konfrontacji z piżmowołem człowiek jest rozgniatany jak w konfrontacji z czołgiem.

Są i nasze woły piżmowe.



Przed dziurą w ziemię.

Na przełęczy.


Nocleg w skałach.

I zaspany człowiek składający namiot.

Pamiętacie moje buty? Te Probikery Trevellery? Te wodoodporne buty motocyklowe? ;)

W oczekiwaniu na prom.

Sprzęt do usuwania spadających na drogę kamieni.



W takich ścianach śniegu to ja nigdy nie jeździłem. I obawiam się, że prędko jeździł nie będę. Śnieg jest twardy i zlodowaciały a nawierzchnia drogi sucha.






Ostatni nocleg w Norwegii.

Szwecja wita nas! My witamy Szwecję!

Zabytkowy szwedzki busik. A może nie zabytkowy?

Szwedzkie BMW K100.

Druga awaria po urwanych szpilkach wydechu, pomimo których urwania wydech się nie rozszczelnił. Pękło mocowanie owiewki.

Wyjeżdżając też z jednego z dzikich noclegów przyłożyłem dźwignią hamulca w wystający pieniek. Dźwignia się cofnęła. Ale dalej działała i koło hamowało. Tylko trochę ciężej chodziła.



Nocleg w Szwecji. Polanka, jeziorko. Nawet są ławki z bala i miejsce na ognisko.


Szwedzki Lidl. I kufer pełen żarcia.



Dzień szybko minął. Druga noc w Szwecji.

Nawet łódkę mieliśmy do dyspozycji. ;)


Odkręcająca się linka prędkościomierza.



T3.

Przypadkiem trafiliśmy w Szwecji na muzeum kolejnictwa.




Było nawet fajne.


Żarówka. Niestety, żeby wymienić żarówkę trzeba rozebrać lampę od środka.



Szwedzkie parkingi.

Prom z Helsingborg. W Danii są dwa najdłuższe mosty w Europie. Jeden ominiemy promem a przejedziemy się drugim, tym dłuższym. Napływamy się na tym wyjeździe promami..



Ścigacz!

Brat bliżniak płynie w drugą mańkę.

Dania. Kemping w Danii. Obok nas rozbiły się dunki, które przyjechały na rowerach. Wesoło było.

..choć ciągle padało.

Duńskie pieniądze ze smokiem.

Duńskie rowery.


Duński bus.


Przerwa. Most zwodzony.

Chcecie mi powiedzieć, że na środku jeziora jest woda po pas?

A może 40 sekund prysznica za dwie korony?

Dobra, dojeżdżamy do mostu. Największego w Europie i jednego z największych na świecie.

Ogień!

Zjawisko ciekawe. Most wiedzie tak daleko, że znika za horyzontem. Drugi brzeg jest niewidoczny.

Pośrodku mostu jest mała wyspa, na której most przęsłowy zmienia się w betonowy. Na tej wyspie wyłania się też.. linia kolejowa! Która przez całą jedną część mostu biegnie pod wodą! Dobre, nie?



Dania.

Kilka zdjęć Pawła z Danii.

Prom z boczną rampą.

Zamek Kronborg.

Wchodzenie do portu.

Sprzęt Pawła.

Sprzęt mój.

Obóz na kempingu. Większość czasu lało. Przynajmniej można było odpocząć od drogi,

Na chwilę się rozpogodziło i pojechaliśmy do pobliskiego miasteczka pozwiedzać.




Zapasy na wieczór.

Opuszczamy kemping.

Pod jakimś barem trafiliśmy na niezłą grupę.


Sherman! A co on robi w Danii?

Niemcy. Czuć już zapach polskich pól.

Oznaczenia dla pojazdów wojskowych na niemieckich mostach.

Ostatni kemping w podróży. Kemping w Niemczech. 10 eurów. Wjechaliśmy wieczorem już po zmroku. Do kolacji odpaliłem prymusa. Tak, jak najszybciej odpala się prymusa, czyli polewając zbiornik benzyną i podpalając go, by wytworzyło się ciśnienie, które będzie pchało opary w dyszę. Robiłem tak codziennie po kilka razy i miałem już do tego wprawę. Jednak wzrok innych kempingowiczów był niepewny gdy zobaczyli jak na mojej kuchence bucha otwarty płomień. ;)

Na kempingu spotkaliśmy też norwegów na motocyklach, którzy wracali z podróży po Hiszpanii. Paweł zapytał ich odruchowo, dlaczego nie jechali przez Polskę, mają prawie po drodze. Na co oni do Pawła, że słyszeli, że w Polsce jest niebezpiecznie i że kradną i woleli ją ominąć. Dziwnie trochę się zrobiło. Bo intuicyjnie chciałoby się zareklamować swój kraj. Ale z drugiej strony znając swobodę norweską pod kątem zabezpieczania antyzłodziejowego to rzeczywiście trudno jednoznacznie powiedzieć "śmiało możecie jechać, nie musicie się niczego obawiać"..

Wjazd na kemping, przy recepcji. Dobre..

Wyjazd z kempingu.


Czarna, niemiecka sowa.


Tego dnia zrobiłem chyba rekord odległościowy. Przejechaliśmy z Pawłem ponad 600km, przejeżdżając z północnych Niemiec niedaleko granicy z Danią do Pawła, który mieszka w Lubaniu.

Do domu dojechaliśmy po zmroku jadąc przez las. Co widać po szybie mojego kasku.

Jeden dzień był na odpoczynek. Drugiego dnia zgadaliśmy się z MZ Maxi Perwers, który jest ze Zgorzelca i razem w trójkę polataliśmy po okolicznych wiochach. Odwiedziliśmy mn. Zamek Czocha. Jeden z ciekawszych zamków w Polsce.

Przyznaję, że wygląda fajnie. Choć to jest zamek-olbrzym i legenda w jednym. Trzeba by załatwić trasę trwającą ze 3 godziny, żeby wszystko tu zobaczyć.






Byliśmy też na zaporze na Czosze. Jest tam też elektrownia wodna.



Elektrownia w Bogatyni.

"Wielgachne kominy".

Kopalnia odkrywkowa przy elektrowni. Największa taka kopalnia w Polsce. Jest tak wielka, że aż wydobywa się z niej taki szum przypominający jednostajne echo.


Leśna. I najstarsze w Polsce drzewo. ;) To drzewo to Cis.


Kolejny dzień był już ostatnim dniem podróży. Była to podróż z Lubania do Warszawy. Ponad 500km.

I w Złotoryi złapali mnie za przekroczenie prędkości! Na Romecie! Ale już nie chciało mi się im tłumaczyć skąd, ile w podróży i tak dalej..

Jakby nie patrzeć, podróż była wyjątkowa i niesamowita. Skandynawia jest niesamowita. To najbardziej niezwykłe miejsce w Europie w jakim byłem. Mam cichą nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś tam pojechać.