Wyjazd z Warszawy po południu do Krynicy Zdroju. Na miejsce dojeżdżamy w nocy. Wszystko pozamykane, parkingi puste więc pakujemy się w kąt i rozkładamy samochodowy obóz.
Poranek deszczowy. Ale później ma przejść.
Noc spędziliśmy na takim tarasie.
Wieże widać w oddali. Raz widać, raz nie widać. Pojawia się i znika.
Na górę jedzie kolejka.
..ale kolejka jest dla leniwych. ;)
Jest i wieża.
Wieża robi wrażenie. Wygląda jak jakaś radziecka antena antybalistyczna.
Wchodzi się przez te kładki.
Normalnie kraina elfów.
Z daleka to może nie wygląda na swoje rozmiary ale jak już się wejdzie to jest olbrzym.
Nieregularna konstrukcja wsporników przypomina trochę przypadkowo poukładane bale.
To dopiero pierwszy poziom. ;)
Górna stacja wyciągu krzesełkowego.
Wieżę budowano przez dwa lata i otwarto w 2019 roku. Ma 50 metrów wysokości a wejście na samą górę stanowi ponad kilometr drogi. W tym roku została otwarta jeszcze większa wieża w Świeradowie - Zdroju. Nie tym razem ale może następnym. ;)
Na wysokości czubków drzew.
Wewnątrz schodzi stalowa klatka schodowa. Myślę że pełni drogę ewakuacyjną ze szczytu wieży. Przejście całą trasą w jednym kierunku zajmuje z pół godziny.
Szczyt z piorunochronami.
Jest nawet ukryty żuraw.
Zjeżdżalnia z połowy wysokości wieży.