Kopalnia soli w Wieliczce. Środek tygodnia, deszcz. I pół godziny w kolejce.
Szyb Daniłowicza. Zejście drewnianą klatką schodową na głębokość 64m.
Setki tuneli. Wszystkie obłożone balami.
Dziesiątki figur z soli.
Można lizać ściany, nie można lizać figur.
Kołowrót napędzany końmi.
Dziesiątki tarasów, kładek i przejść. Wszystko wykute kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Fragment oryginalnych, kamiennych schodów które były ręcznie wykuwane a następnie po których schodziło się bez elektrycznego oświetlenia.
Kaplica św. Kingi.
Wszystko wyrzeźbione w soli.
Szybik Kunegundy. ;)
Seria gaśnic i telefon alarmowy.
Fotka Moni na tle podziemnego jeziora. ;)
Ściany w soli.
Takie konstrukcje są pod ziemią. Normalnie Machu Picchu i cywilizacje zaginionej Atlantydy w jednym.
Detektor dwutlenku węgla.
Kiedyś można było wpłynąć tam łódką ale zostało to wyłączone z programu wycieczki.
Zrobili nawet podziemną windę wjeżdżającą na taras na górze.
Winda wjeżdża w tamtą dziurę w suficie. Akurat teraz nie chodzi ale widok musi być niezły. ;)
Na końcu trasy jest małe muzeum.
Fragment drabiny obrośniętej solą.
Sól. Wszędzie sól. Nawet na suficie.
Fragment makiety.
Podziemne kolejki które wypadły konie.
Wyjazd jest już przez szyb.
A na ziemi widać tylko tyle.
Obok jest tężnia solankowa więc weszliśmy oblukać jak wygląda wewnątrz.
Drewniane kołki kierujące wodę do rynienek z których następnie spływa po kilkunastometrowych ścianach z gałązek tarniny.
Małe pompy.
Wejście na wieżę.
Dla mnie to wygląda jak potężny zamek obronny. ;)