Wielki stalowy olbrzym o masie 3850 ton. Słyszałem o niej już od roku ale znajduje się kawałek drogi od domu bo w Niemczech i jakoś nie było mi po drodze. Do czasu aż spotkaliśmy się z Dexem i Peterem na zakończeniu MZ-Klubu pod Zgorzelcem. A stamtąd było już całkiem blisko.
Piątkowy poranek. Z domu wyjeżdżam o 6:20. Na autostradzie mleczna mgła.
Odpuszcza dopiero przed południem.
Będąc już na Dolnym Śląsku z drogi widzę znajomą mi ruinę. Zamek Świny! Jadę na górę zobaczyć się z bramą pod którą byłem dwa lata temu.
Ciekawy stojak na rowery.
Brama stoi tak jak stała. Niby zamknięta ale przy odrobinie chęci idzie znaleźć inne wejście. ;)
Jednak czas mnie nagli więc chwila odpoczynku i wracam na szlak.
Armata w murze.
Prace na polach idą pełną parą.
Ten region jest niesamowity. Jedziesz sobie zwykłą drogą z jednego miejsca w drugie i mijasz taką uchyloną bramę. Zatrzymujesz się, wchodzisz a tam opuszczony kościół.
..a wokół niego mnóstwo zarośniętych grobów..
W ten sposób choć wyjechałem wcześnie to dotarłem na miejsce po zmroku (515km). W nocy impreza, picie, granie, śpiewanie, gadanie i dużo śmiechu. Kolejne zdjęcia dopiero nad ranem.
Jedzonko. Pyszny żur i doskonały bigos.
Część spała w domkach, część w namiotach.
Nie wiem jak ale nawet mój Romet trafił na noc do namiotu. ;)
Po śniadaniu pakujemy się ekipą do Dexowego busa i lecimy na lokację bo to jakieś 170km od zlotowej bazy.
No i jest.
Zdjęcia nie przedstawiają dobrze ogromu tej maszyny więc napiszę, że wg. danych technicznych wysokość to 50m, długość to 171,5m a masa całego zestawu to 3850 ton.
Koparka pracowała przez 38 lat mniej więcej w miejscu w którym teraz stoi. Kiedyś była tutaj spora kopalnia. Po wyczerpaniu złóż w 2002 roku teren zrewitalizowano i wybudowano na nim elektrownię słoneczną. Koparka była zbyt stara i zużyta by nadawała się do dalszego użytku i zbyt kosztowna w demontażu by zezłomowanie jej było opłacalne. Więc została sama na pustym polu.
Wnętrza pomieszczeń z szafami sterownymi.
Tabliczka znamionowa. ;)
Na pokładzie dziesiątki silników elektrycznych wysokości 1-2 metrów.
A tutaj jest sterówka całego tego olbrzyma.
"wyżej" i "niżej"
Cała konstrukcja jest obłożona setkami metrów takich pomostów.
Opuszczona koparka na terenie dawnej kopalni odkrywkowej. Patrzysz w dół a tu z lasu wychodzi takie emo. :o
Pomostu ciąg dalszy. Idziemy na wieżę.
W górnym lewym rogu jedno z pól elektrowni.
180 stopni kolejne pola panelowe.
A na wprost jeszcze większe. Z daleka wygląda to jak jeziora. I na co kotłować węgiel a później walczyć ze smogiem skoro można czerpać prund ze słońca które świeci za free.
Albo z wiatru który i tak wieje.
50 metrów.
Zejście kładką do części głównej.
Taki budynek ten szkieletor nosi na grzbiecie. A z dołu nawet go nie widać. ;)
Wewnątrz szafy. W większości już rozprute.
Kolos.
Tak dla porównania skali..
I to też dla porównania skali. To jeździło. Na pełnym gazie z prędkością 6m/min.
Niestety musieliśmy się sprawnie ewakuować bo nadciągnęła burza. Ten cały złom nieźle musi ściągać pioruny.
Powrót do bazy o zmierzchu.
W drodze powrotnej ze skrzyni busa wydobyło się silne uderzenie. Doturlaliśmy się bez jednego biegu. Na miejscu Dex zrobił inspekcję.
I okazało się że rozpadł się synchronizator trzeciego biegu.
Niedziela. Mój Romet opóścił swój namiot w którym spędził dobę.
Kocioł cały czas pilnowany. ;)
Drugie 515km do domu.
Na MOPie ze 100km od Warszawy spotykam Tigera który jedzie z mostaszem samochodem. Później chwila deszczu i w domu ok. 21. Dużo jazdy, fajny urbex, dobra impreza starego dobrego mz-klubu!