752km, 3..6.05.2018 (4 dni)
4 długie dni pełne terenowego endurzenia, zwiedzania historycznych miejsc i długich wieczornych biesiad. To co tygrysy lubią najbardziej.
Wyjazd z Warszawy w czwartek. Pakowanie "na Kurczaka".
Trasa szybko minęła. Spotkaliśmy się w Biskupicach woj. Świętokrzyskie podobnie jak rok temu. Wieczorem skoczyliśmy na małą rundę zapoznawczą z okolicą. Na zdjęciu przystanek pod jakimś pogańskim pingwinem.
Tama. Wjechaliśmy na nią przez ten mały mostek w oddali.
Ostatni punkt w miasteczku ze sklepem i wracamy do bazy.
Piątkowy poranek. Silniki burczą od wczesnych godzin.
Przygotowania sprawnościowe do trasy terenowej.
Jest też Wojtek na swojej Zeci w której siedzi już trzeci silnik.
Zęby Kurczaka. Na szczęście ktoś miał drugą w zapasie.
Więc szybka wymiana.
Krzychu z córą w pojeździe romma.
Okej, dosyć sielanki. Zaczynamy przygotowania. Wykład Darka o miejscach w których będziemy jeździli. "Lasy Chłopskie", więc można latać.
Pierwsze miejsce. Cmentarz leśny. Mogiły z czasów wojny.
Trasa Truskolaska. To tutaj w zeszłym roku była walka w błotnym grzązawisku.
Od ponad miesiąca nie padał tutaj deszcz. Więc miejscami będzie się trochę kurzyło.
Powrót do Bazy. Kurczak z Wojtkiem pojechali w pola. Po chwili wrócili na motocyklach oblepionych wodorostami.
Wojtfin na Royalu.
Teraz rajd na orientację w grupach 2-3 osobowych. Dokładna instrukcja z odległościami i manewrami. Trzeba liczyć kilometry i jechać tak jak w tabelce. Po drodze coś się znajdzie i gdzieś się dojedzie. Robimy ekipę z Wojtkiem i Kurczakiem której nadaję nazwę "Pogromcy Błota".
Jak się potem okazało wzięcie Kurczaka do swojej drużyny zagwarantowało pierwsze miejsce. Z początku analizowałem plan jazdy ale Kurak tak wycinał, że później olałem mapę i leciałem byle go nie zgubić. Miał taką prędkość analizowania trasy i samej jazdy, że na odcinku 30km małych wiejskich dróżek wyprzedziliśmy grupę która wyjechała 15 minut przed nami. ;)
Meta. Super zabawa. Grup było kilka. Rozrzut czasów przejazdu był pomiędzy 38 a (o ile dobrze pamiętam) 78 minut.
Jedziemy ponoć na "jakieś szutry". W drodze samotny ząb historii stoi pomiędzy polami.
Kawałek czasu.
A teraz ogień w palnik i gaz do dechy!
DarekRajder. Organizator całej imprezy i zawodowy historyk który ma tak ogromną wiedzę, że mógłby oprowadzać regionalne wycieczki historyczne.
Słońce się chowa, wracamy do bazy na biesiadę.
Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. Najciekawszy jest w nim zakład wielkopiecowy w którym jest piec z 1899 roku do przetopu rudy.
Jest też mała wystawa samochodowa bo była tam fabryka ciężarówek.
Star A26P. Moc silnika 105KM, spalanie 30l/100km.
A to jest ten wielki piec. Niestety nie wolno wchodzić na górę. No, przynajmniej jak przewodnik jest w pobliżu. Wygląda trochę jak reaktor jądrowy w Czarnobylu.
Stąd pozyskiwano surówkę. Czyli taki półprodukt rudy z którego wytapiało się później żelazo albo żeliwo.
..a tam wjeżdżały wagoniki..
..ciągnięte przez te ciuchcie..
Maszyna parowa z sześciometrowym kołem zamachowym. Podobno jej koszt zakupu w tamtych czasach wynosił wartość 1/3 całego zakładu.
Piece. Później była wystawa o prehistorii regionu. Okazało się, że te okolice i rejony Roztocza były jedynymi obszarami w obecnej Polsce gdzie kiedyś były dinozaury. Niestety jest to koncepcja bazująca niemal jedynie na odciskach łap. Jak udało mi się wyciągnąć od przewodniczki, kości z całego regionu odnaleziono (uwaga) około kilograma.. i nie są nigdzie opublikowane. Ciekawe.
Dalej muzeum Orła Białego. A bardziej powinno być "Oddziałów Orła Białego" w Skarżysku Kamiennej.
Mają tam mnóstwo ciekawych rzeczy.
Rusek obok Niemca wiszą razem w gablocie.
Trochę amunicji.
O! Przy pomocy takich w 14 odcinku "Kucharz wyleciał w powietrze"! Zagadka w jakim serialu. ;) Kiedyś myślałem, że to bomby lotnicze a są to pociski moździerzowe.
Pociski szkoleniowe. Fajnie, mają dużo amunicji. Akurat tego w muzeach jest niewiele.
No i wystawa plenerowa. Samolot w tle do złudzenia przypomina mi ten ze skansenu lotniczego w Łodzi na tyłach lotniska. Wiem, że kilka lat temu stamtąd zniknął. Ciekawe..
Wnętrze rozbitego Tygrysa. Przód. Po bokach sprzęgła boczne, na środku skrzynia biegów. Silnik jest z tyłu a przez cały kadłub biegnie wał napędowy.
Pojazd przystosowany do przewozu głowic jądrowych. Amerykanie niby mają? Ruscy niby mają..? Phi... my też mamy. ;)
To jest ciekawe. Peryskopy z okrętów podwodnych.
A ten eksponat to już mistrzostwo. ORP "Odważny". Zbudowano go w latach 1972-73 w stoczni w Gdańsku. Wycofany ze służby w 1986. W 1990 roku został przyholowany Wisłą do Sandomierza i przewieziony drogami do Skarżyska.
Turbogenerator z 1920r. który mógł dać 2000kW mocy.
Silnik odrzutowy z MiGa. Przytoczę tutaj cytat przewodnika.. "odrzutowiec to praktycznie silnik i siedzenie. Skrzydła są tylko po to aby się nie kręcił w kółko".
Wnętrze tego największego. Nie pamiętam co to było.
Przedział desantowy przystosowany do przewożenia ładunków i wyskakiwania ze spadochronami.
Gaśnica z epoki..?
Na koniec prezentacja kultowego, starego AK47. Jakiś czas temu strzelałem z wersji współczesnej która z wyglądu ma taką samą już tylko rękojeść i magazynek. Mechanicznie broń w pełni sprawna i zarejestrowana. Pozbawiona cech bojowych.
Przyszedł czas na niedzielę. Rzadko zdarza się zlot na którym przez 4 dni pogoda jest doskonała od świtu do zmierzchu każdego dnia.
Ludzie się zbierają do domów. Ja z greenmanem, suddenem, ravem i Kurczakiem pojechaliśmy jeszcze w teren "na podjazdy".
Podjazdy były na tyle efektywne że zaczęły służyć jako skocznie. Do czasu gdy sudden nie zaparkował na drzewie. ;)
Ta górka podobała mi się najbardziej.
Kurczak w akcji.
Nawet ja się znalazłem w kadrze!
Tylko kurz idzie!
To były dobrze spędzone 4 dni. W otoczeniu świetnych ludzi i krajobrazów gminy Sadowie. Wróciłem do domu styrany jak świnia ale psychicznie wypoczęty jak rzadko kiedy. ;)