Jest na Jeziorze Zegrzyńskim (bo podobno zalew to tylko nazwa umowna) mała wyspa o pow. 0,036km2 na której ponoć kiedyś mieszkali ludzie i zostawili po sobie jakieś ruiny. Wzięliśmy więc małą łódkę i popłynęliśmy to sprawdzić. Wyspa jest. Ruiny też są. Ludzi brak.
Garaż w tataraku.
Ekipa się suszy a ja poszedłem na zwiad. Są bunkry!
Są i bobry.
Widać że wyspa. Na lądzie by długo nie postała.
Podobno nim w 1963 roku powstał zalew była tutaj mała wioska i droga łącząca ówczesną miejscowość Myszyniec z Rynią. Po zalaniu terenu i utworzeniu się wyspy były na niej domki letniskowe. Teraz zostały ściany dwóch domów, studnia z pompą i fragment wybetonowanego brzegu od strony z której podchodziliśmy.
Drugi brzeg i jedyne możliwe miejsce podejścia od strony południowej. Wysepka ma 830m po obwodzie. Fajne miejsce do wieczornego biesiadowania.
Nazywa się Wyspa Elektryczna i jest na niej betonowy budynek przypominający bunkier. A tak na prawdę to stara transformatorownia dla pogłębiarki która w latach 90'tych wydobywała tutaj gruz z dna. Woda zmywa brzegi, bobry zjadają drzewa i tak wyspa zanika z każdym rokiem.
Zrobiliśmy rundkę dookoła wyspy i zaczęliśmy wracać brzegiem do Ryni.
Tango 730. Następnym razem pływamy taką.
Stoi nasza Sigma z lewej. Fajna łódeczka. Pierwsze pływanie po kursie robionym jesienią więc było kilka niedoskonałości. ;) Kilka razy zaryliśmy mieczem o dno. Raz wjechaliśmy w tataraki. Ale misja wykonana. Euzebia zdobyta, Wyspa Transformatorowa odkryta, wszyscy cali i przy okazji sporo śmiechu. ;) Pozdro dla załogi!