wtorek, 30 listopada 2010

800 kilometrów pociągiem po Kanadzie

30.11.2010 (11 godzin), 800km

          Tak się złożyło, że zimą tego roku byłem w Kanadzie. Odśnieżałem tam drogi i podjazdy. Jednak poza samą pracą było kilka innych, ciekawych elementów tego wyjazdu. Na przykład to, że poza samym lotem do Toronto, musiałem przejechać 800 kilometrów pociągiem do małej wioski na północy, w której mieszkałem. Było też kilka innych ciekawych rzeczy, ale o tym niżej.


Wylot z Polski. Warszawa Okęcie. Leje jak z cebra.

Wysokość przelotowa. 10tys m. A pode mną nadal leje.

Po przylocie do Toronto zatrzymałem się w Brampton u znajomych, których poznałem będąc tu poprzednio. Na zdjęciu wyżej jest główny dworzec kolejowy w Toronto. Kupiłem na nim bilet na pociąg o nazwie "The Polar Bear Express" za 120$, który po 12 godzinach jazdy miał dowieźć mnie do ostatniej stacji na swojej linii. Stacja ta mieściła się w miasteczku Cochrane.

Sposób oczekiwania na pociąg w Kanadzie jest trochę inny niż w PL. U nas wszyscy czekają na peronie i jak pociąg podjedzie to tłum wbija się w pierwsze lepsze drzwi. Tam wszyscy ustawiają się w kolejkę w przejściu podziemnym pod peronami. Na peronach niema nikogo. Dopiero jak pociąg przyjedzie i jest gotowy do przyjęcia pasażerów, przy wejściu na peron staje kontroler biletów który wpuszcza kolejno pasażerów, którzy idę prosto do drzwi pociągu. Trochę jak na lotnisku.

Sama podróż jak podróż. Ot, mnóstwo śniegu i czasem jakaś wioseczka lub przejazd. 

Ten klocek przyciągnął tutaj wagon ze mną w środku.

Zabytkowa lokomotywa na stacji w Cochrane.



Listopad a śniegu jak w lutym.

Piesze wędrówki po niedalekich lasach. Trzeba być czujnym bo szczególnie zimą można spotkać tu niedźwiedzie.

Dom w którym mieszkałem.

Centrum miasteczka.


Droga dojazdowa do domu.


Więcej stacji niema. Dalej jest już tylko koniec świata.

A taki widok mieliśmy z werandy.

Oblodzona droga dojazdowa. Gdybym nie widział to bym nie uwierzył ale inni latali po niej samochodami 80km/h


Wylot. Lotnisko w Toronto.