piątek, 3 lipca 2020

Koniec Ery Rometów

          Wyjazd do Łeby na spotkanko kilku osób z mz-klubu. 940km w okolicznościach słonecznej pogody i tym samym ostatnia podróż na moim Romecie ADV150.



Nim jednak wyjechałem w trasę trzeba było ogarnąć kilka rzeczy po ostatnich błotach. ;) Z klocków z przodu jeden zjadł się do zera, na drugim zostało z milimetr okładziny.

Łożyska w kołach.

Jakby ktoś tam narzygał. ;)

W oba koła poszły wszystkie nowe łożyska i uszczelniacze. Z łożyskami nie było jeszcze najgorzej ale przy jeździe z kompanią ich życie jest trochę cięższe, koszt niewielki, wymiana łatwa więc dla spokojnej bańki wymieniam je co rok czy dwa.

 
Droga z Wawy do Łeby. Gdzieś tam już bliżej Łeby.

W drodze puścił mi uszczelniacz lagi. Akurat prawy zalewając zacisk i tarczę olejem. Kupiłem gdzieś w drodze środek do czyszczenia tarcz hamulcowych ale pomógł niewiele. Podjechałem więc na myjkę ciśnieniową i przeleciałem nią po tarczy i zacisku. To już trochę pomogło.

Opatrunek na lagę i można lecieć dalej. Wrócę do domu to ogarnę na spokojnie.


Łeba

Domy z kontenerów.


Ruiny kościoła w Łebie. Spodziewając się ruin liczyłem na bardziej kompletny budynek a tu została tylko jedna ściana.


Piątkowy obchód po okolicy.

Morze.






Opowieści z Mongolii i Kazachstanu na DR650.




Morze jest? Może jest.


Musiał w moje oko wpaść jakiś urbex. ;) Ale na zamkniętym terenie wojskowym obok czynnie działającej stacji radarowej. Szkoda bo wygląda fajnie.

Suszenie.







Silnik od kosiarki odpalany ręką i dzida.


W oczekiwaniu na drewno do ogniska.

Zmiana opatrunku na ladze.

Simson S51. Dokładnie na takim zaczynałem swoje motocyklowe wyjazdy 15 lat temu. Tylko mój był niebieski.


Niedziela. Pora się zwijać.

Ostatnie spojrzenie na morze i kierunek Warszawa

Pola Grunwaldzkie. Już dawno chciałem tu przyjechać ale nie wiedziałem że jest to tak blisko trasy Warszawa - Gdańsk.

Pomnik stoi w miejscu umownym. Podobno długo szukano miejsca rzeczywistego starcia i jest ono już znane, kilka kilometrów stąd. Pod sam pomnik leci ścieżka na dłuższy spacer. Nie idę z oszczędności czasu bo do domu jeszcze kawałek a jest już trochę późno.


Na stacji gdzieś w drodze łapię kapcia. Chyba pierwszy raz w tym motocyklu w jakiejś dalszej trasie. Jeszcze lepszy jest fakt że dopiero ze dwa tygodnie temu kupiłem drugą łyżkę do zdejmowania opon i uznałem że skoro mam już dwie to można je zacząć ze sobą wozić. Wcześniej często w ogóle nie brałem nawet tej jednej.

W sumie godzina przestoju i dętka załatana. Warunki do łatania kapcia idealne, nawet kompresor obok pod ręką. Zaczepiają mnie inni motocykliści. Mówią że im by się nie chciało i dzwoniliby po assistance. ;)

Następnego dnia po powrocie laga idzie na stół.


Wydłubany stary i nowy.

Będzie żyć.

Przy okazji wymieniłem olej w lagach. Ten ma z 15 tys więc nie aż tak dużo a śmierdzi spalenizną bardziej niż olej z silnika.

Tym wyjazdem kończę przygodę ze swoim Rometem ADV150 który po 6 latach na dziś dzień ma najechane 43682km. Dużo przeszedł i dużo ja z nim przeszedłem. ;) Ma już swojego następcę o którym pewnie będzie w następnym wpisie.